Obiecywałem sobie, że nie kupię nowego „Urze”. Po namyśle stwierdziłem, że jednak muszę. Na pamiątkę i na przekonanie.
Prawie zawsze zaczynałem czytanie od „Podsłuchane pod drzwiami” Łukasza Warzechy. Dzisiaj skucha – nikt nie podsłuchiwał. Musiałem więc sam sobie dopisać.
- Powiedz mi Grasiu, co ten twój Hajdawerski najlepszego zrobił? Podobno wypuścił na wolność jakiegoś potwora czy smoka?
- Nie wypuścił, tylko wygonił. Hodowaliśmy go ze dwa lata, ale bestia za bardzo urosła i agresywna się zrobiła, to wygonił.
- Co za kretyn! Trzeba było do rzeźni zawieźć, a nie wyganiać. Teraz przecież może się ta bestia gdzieś schować, podrośnie jeszcze trochę, po czym wróci i go zeżre.
- Wiesz Donek, obawiam się, że nie tylko jego. Może nawet mnie. I ciebie.
- Ja tam się nie boję, zwłaszcza, że w złe smoki nie wierzę, najwyżej w złe kaczki. A teraz co będzie Hajdawerski hodował?
- Chce nowego smoka, ten stary zostawił nawet kilka jaj, ale ja myślę, że same zbuki. Chyba zamkniemy hodowlę.
- Powiedz mi jeszcze coś. Zawsze w „Uważam rze” były na końcu takie fajne teksty o mnie i Igorze. Po przeczytaniu niby się śmiałem, ale sprawdzałem, czy rzeczywiście Warzecha pod drzwiami nie podsłu...chuje. A dzisiaj niczego o mnie nie napisali! Czemu?
- A..., tego..., no..., nie wiem czemu.